Lekcja

Herostrat, albo Herostratos żył w IV wieku przed naszą erą. Był szewcem w miejscowości Efez. Bardzo chciał być sławny, a niewiele potrafił. Kierując się żądzą rozgłosu, podpalił wspaniałą świątynię Artemidy efeskiej. Skazano go za ten haniebny czyn na śmierć, ale przeszedł do historii jako człowiek, który zyskał rozgłos przez głupotę.

W lutym 2005 roku wiele poważnych środków przekazu informacji doniosło, że ustanowiony został na terenie naszego kraju nowy rekord, który zostanie najprawdopodobniej odnotowany w słynnej Księdze Guinnesa.
Tym rekordowym wyczynem stała się lekcja języka polskiego, która zamiast trwać przepisowe 45 minut, przeciągnęła się niespodziewanie w czasie aż do 69 godzin. Działo się to w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Strzegomiu i brało w tym przedsięwzięciu udział 21 uczniów.
Podobno dotychczasowy rekord świata w długości trwania lekcji wynosił 66 godzin i należał do uczniów z Pyskowic.
Nieustająca, 69 godzinna lekcja, w czasie której omawiano jakiś wynikający z programów nauczania materiał, została zarejestrowana przez kamery. Nagranie postanowiono przesłać do Londynu, gdzie ktoś tam miał podjąć decyzję odnośnie zatwierdzenia rekordu.
Patrząc na to z logicznego punktu widzenia, wydaje się jednak, że ten zapis wideo, powinien zostać dokładnie przeanalizowany zarówno przez odpowiadających za prawidłowe funkcjonowanie szkoły urzędników z miejscowego Wydziału Edukacji, jak również przez odpowiednich inspektorów z właściwego terytorialnie Kuratorium Oświaty i Wychowania, oraz Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej i Państwowej Inspekcji Pracy.
69 godzin ciągłego nauczania ! W tym czasie uczniowie mieli prawo do 15 minutowych przerw co 8 godzin.
A tyle się mówi o tym, żeby w ciągu jednego dnia uczniowie nie mieli więcej niż 6 lekcji. I żeby wśród przerw międzylekcyjnych była jedna dłuższa, bo przerwy 10 minutowe, nie mówiąc już o tych krótszych, wydają się tak inspektorom SANEPID-u jak i Inspekcji Pracy za krótkie na odświeżenie wymęczonego 45 minutową pracą uczniowskiego umysłu.
Są też przeciwwskazania odnośnie nauczania jednego przedmiotu na więcej niż dwóch lekcjach w ciągu jednego dnia.
Zgodnie z obowiązującymi programami 69 godzin nauczania języka polskiego, jest rozłożone na kilkanaście tygodni i każda jednostka lekcyjna musi zostać odnotowana w dzienniku lekcyjnym. Na podstawie tego rozlicza się nauczyciela z realizacji programu i wylicza się zarobione przez niego pieniądze.
Ciekawe, jak to wszystko w przypadku tej rekordowej lekcji zostało udokumentowane?
Jeśli lekcję tą prowadził przez cały czas jeden nauczyciel, to po jej zakończeniu miał już praktycznie odrobione zajęcia dydaktyczne za prawie cały miesiąc. Bo nauczycielskie pensum, czyli wynikająca z etatu suma godzin nauczania w tygodniu wynosi 18, co daje w miesiącu około 75 godzin.
Zaś uczniowie powinni mieć w najbliższych tygodniach spokój z nauką języka polskiego, poświęcając czas na odrabianie zajęć z tych przedmiotów, z których lekcje miały się odbyć w tym czasie, kiedy ustanawiano rekord świata. A, że działo się to między wtorkiem a czwartkiem, to i lekcje przepaść musiały chyba, że miały miejsce wtedy zimowe ferie, ale w tym przypadku cała ta przedziwna sytuacja byłaby jeszcze głupsza.
Ciekawe też jest to, czy ktoś z przełożonych pomyślał o dodatkowych kosztach towarzyszących temu przedsięwzięciu, a wynikających ze zwiększonego zużycia przez szkołę energii cieplnej, elektrycznej, wody itp. A ponieważ są to pieniądze samorządowe i państwowe, nikt zapewne taką drobnostką głowy sobie nie zawracał..
Tak, jak zapewne nie wyobrażano sobie, jakie mogą być skutki takiego wygłupu dla zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego jego uczestników, nie wyłączając również nauczyciela, który sam chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, jak bardzo narażał się przy tej okazji, na pomieszanie zmysłów.

I po co to wszystko? Tyle wysiłku, łamania obowiązujących przepisów, narażania się na utratę zdrowia. Jakie i komu, poza chwilowym rozgłosem mogło to przynieść korzyści?
W wyniku wielorakich przemian, jakie miały miejsce w ostatnich latach, polskie szkoły znalazły się w dość kłopotliwej sytuacji. Ciągle napotykają na trudności mające wpływ na ich prawidłowe funkcjonowanie. W zakresie oświaty sprawdza się bowiem w całej pełni powiedzenie, że „jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi zapewne o pieniądze”. I tak jest w istocie, bo szkolne pieniądze wbrew pozorom chodzą sobie zazwyczaj niezwykle krętymi drogami. I często bywa też tak, że większe środki finansowe docierają nie tam, gdzie są najbardziej potrzebne, ale tam, gdzie wokół nieraz nieistotnych spraw, robi się dużo, zwłaszcza medialnego szumu. Jakiś konkurs, przedstawienie, zawody sportowe, jubileusz, nadanie imienia, poświęcenia sztandaru z zaproszonymi mniej lub bardziej wybitnymi osobistościami, poczęstunkiem… Ileż wtedy nieraz przysłowiowej pary idzie w gwizdek Ile czasu zamiast na naukę poświęca się na przygotowanie mającej przynieść rozgłos imprezy, dzięki której w szkole może pojawić się jakiś drobny sponsor, a ktoś z władzy może przypomnieć sobie przy rozdzielaniu finansowych środków o istnieniu takiej placówki.
Mało kto zastanawia się nad tym, co z tego wszystkiego mają uczniowie. Trzeba mieć nadzieję, że inni osiągają z tego tytułu większe korzyści niż ci, ze Strzegomia po 69 godzinnej lekcji. Tym zapewne na parę dni pozostały objawy ogromnego zmęczenia, wynikające przede wszystkim z braku regularnego wypoczynku i snu, czyli „piasek” w oczach i szum w uszach.
Jakże dziwnie kojąco brzmią w tym kontekście słowa zapisane w pewnej szkolnej kronice w dawnych, międzywojennych latach. Mówi się tam o tym, że pod koniec roku szkolnego organizowano w szkole uczniowskie popisy z udziałem rodziców i zaproszonych gości, w ramach których dzieci miały okazję wykazać się nabytymi umiejętnościami w zakresie pięknego czytania, deklamowania, rachunków, śpiewu i różnorodnych prac ręcznych.
A czym mogliby się popisać uczniowie po nieustającej 69 godzinnej lekcji? Ziewaniem?